poniedziałek, 8 grudnia 2025

Twój grudzień, Twoje zasady - Święta bez presji, bez pośpiechu, bez wyścigu.

 




Grudzień ma w sobie coś dziwnego. Ledwo wybije 1 grudnia, a już zaczyna się wyścig: prezenty muszą być „wow”, dom powinien błyszczeć tak, jakby szykowała się wizyta sanepidu z lupą UV.

I teraz pytanie: czy naprawdę warto tak gnać?

To wszystko jest największą bzdurą grudnia — ściemą wbijaną nam od lat do głowy.

Po co? Dla kogo?

Prezenty „hi level” — pułapka pokazówki

Nie kupujemy już prezentów dla ludzi, tylko dla efektu. „Jak mnie oceni?” „Czy będzie wystarczająco drogie?”„Czy będzie miało metkę premium?”

A przecież najlepsze prezenty mówią coś prostego i czułego: „Widzę Cię. Wiem, co sprawia Ci przyjemność.”

To może być: 

  • pudełko herbat dobranych pod nastrój,
  • własnoręcznie uszyty woreczek na pieczywo,
  • słoik grzybów z letnich wypraw do lasu,
  • mała rzecz do kuchni, o której ktoś mimochodem wspominał w lipcu.

To nie cena tworzy magię — robi to uważność. 

Jeśli ktoś czeka jedynie na drogi prezent, nieważne czy trafiony, to… na co właściwie czeka? Na fotkę pod Insta? Na chwalisie na FB? Czy na realne, ludzkie ciepło?


Kolejna sprawa: dom.

Co roku obserwujemy ten sam szał — mycie okien, froterowanie podłóg, robienie zapasów jak na oblężenie, tysiąc ozdób w domu i na balkonie. Serio?

Święta to wspólny stół, nie wystawa w IKEI. Naprawdę nikt nie przyjdzie robić Wam testu „białej rękawiczki”. Nikt nie będzie zaglądał pod szafę — a jeśli będzie, to niech przyniesie mop i sam sobie posprząta, skoro mu przeszkadza. Czy naprawdę chcesz zamienić swój czas i zdrowie na opinię „cioci”, która i tak znajdzie coś „do poprawy”?

„Powinnam” – najgorsze jak dla mnie słowo grudnia!

  • „Powinnam przygotować 12 dań na Wigilię.”
  • „Powinnam zrobić dekoracje samodzielnie.”
  • „Powinnam wysłać ręcznie robione kartki.”

Nie, nie „powinnaś”. Możesz — jeśli chcesz. Nie chodzi w tym wszystkim o perfekcję, często wiele osób nawet nie dostrzeże jej. 

U mnie kilka lat temu była Wigilia, na której: pierogi nie chciały się kleić, zupa grzybowa nie miała smaku grzybów, a kapusta z grochem była tak płynna, że jadło się ją łyżką. Do dziś się z tego śmiejemy. Zupa grzybowa wyleciała z menu, a wspomnienie zostało — ciepłe i zabawne. Nie było w tym łez ani poczucia porażki. Było rodzinne przygotowanie, ważne było bycie „razem”. Wszystko było jadalne. Nikt nie wyszedł głodny.

Pamiętaj - Twój grudzień, Twoje zasady

Może w tym roku: kupisz mniej, ale mądrzej, posprzątasz tak, by się dobrze żyło, nie by błyszczało, zostawisz jeden dzień dla siebie: włosy, spa, spacer, książka, cisza. Bo święta nie są konkursem. W świętach nie chodzi o „wow”. Chodzi o ciepło, obecność i rozsądne tempo.


piątek, 5 grudnia 2025

Ile można naprawdę zaoszczędzić? Mój listopad na promocjach

 


"Oszczędność nie polega na odmawianiu sobie wszystkiego, lecz na wyborze tego, co dobre, a nie rujnuje zasobów portfela."


Tak jak obiecałam — podsumowuję listopad i to, ile udało mi się zaoszczędzić, korzystając z promocji podczas zakupów spożywczych.



Słoik marzeń – mały krok co miesiąc, wielkie cele w przyszłości

Nie są to ani magiczne triki, ani ekstremalne wyrzeczenia. Po prostu wybieram dobre produkty w niższej cenie i robię to z głową.

Na co dzień żywimy pięć dorosłych osób w wieku od 21 do 57 lat.

Każdy je inaczej i ma inne zapotrzebowanie:

  • Córka trenuje krav magę i chodzi na siłownię — potrzebuje wartościowego jedzenia i białka.
  • Młodszy syn jest na tak zwanej „na masie” (skrupulatnie codziennie waży i liczy) — zjada 3500–4000 kcal dziennie, więc posiłki muszą być sycące.
  • Starszy syn ma zaleconą dietę wysokoenergetyczną z uwagi na niedowagę.
  • My z mężem jemy normalnie, ale też nie żyjemy „kanapką z niczym”.

Dlatego zakupy muszą być mądrze zaplanowane, inaczej pieniądze uciekają jak woda.

 Co kupuję w promocjach – kupuję dlatego „byle taniej”, ale chodzi o dobry skład i jakość.

Najczęściej szukam obniżek na: jajka z wolnego wybiegu, mięso z indyka, mięso wołowe, mięso z kurczaka z wolnego wybiegu, bez antybiotyków, ryby, parówki z dobrym składem (kupuję więcej i mrożę), nabiał: sery, jogurty, twarogi, oliwę, oleje, ryż, kaszę gryczaną, warzywa mrożone, masło.

To są produkty, które i tak zużyjemy. Kupowane w promocji nie tylko oszczędzają pieniądze, ale też dają spokój, że zawsze mam co na obiad i do pieczywa.

Gdy widzę promocję na rzeczy, które się nie psują, kupuję jeśli z moich zapasów zaczyna ubywać: ketchup, herbata, kakao, cukier wanilinowy, proszek do pieczenia, przyprawy. Nie dlatego, że chcę mieć spiżarnię jak magazyn sklepu — po prostu wiem, że i tak to zużyjemy.

Chemia i kosmetyki — tu można być spokojnym. Produkty mają długie terminy przydatności, więc również kupuję je taniej, gdy jest okazja: pianki do golenia, balsam po goleniu, płyn do płukania, mydło, mleczko do czyszczenia, dezodoranty, ręczniki kuchenne i papier toaletowy, płatki kosmetyczne. Nie gromadzę zapasów bez opamiętania. Obecnie ma w zapasach: około 6 opakowań papieru toaletowego, 3 ręczniki kuchenne, 2 pianki do golenia itd. Czyli zapasy są, ale mieszczą się w szafce i nie muszę panikować, że czegoś zabraknie.

W listopadzie zaczęłam zakupy pod kątem grudnia i świąt. Nie lubię w okresie wyżu świątecznego, gdy półki świecą pustkami, a ludzie są nerwowi i zmęczeni. Wolę rozłożyć wszystko na kilka tygodni.

Dlatego: pierogi z kapustą i grzybami zrobię wcześniej i zamrożę, bigos również przygotuję wcześniej, część zakupów już jest w zamrażarce lub w spiżarce, na świeżo dokupię tylko: ryby, warzywa, nabiał. Dzięki temu mogę przeżyć grudzień spokojniej.

 

Ile zaoszczędziłam w listopadzie? Licząc wyłącznie zakupy spożywcze i tylko to, co było w promocji, oszczędziłam: 1086,16 zł.

Prowadziłam szczegółowe zapiski zakupów i porównań cen. Ogólnie wydatki na żywność zapisuję od ponad 30 lat, więc nie robię tego pierwszy raz — po prostu w tym miesiącu skupiłam się dodatkowo na rabatach i różnicach cen.


W styczniu podam Wam średnią kwotę miesięczną, jaką wydajemy na jedzenie jako rodzina pięciu dorosłych osób.

Żeby zakupy promocyjne miały sens, trzeba wiedzieć, co się kupuje. Tu nie chodzi o to, żeby wrzucić do koszyka wszystko, co akurat jest taniej — wtedy wydajemy więcej, a część produktów później się marnuje.  Nie musi być „pod linijkę” — wystarczy, że wiem: jakie obiady przygotuję w ciągu naubliżanego np. tygodnia, ile produktów potrzebuję, co mam w lodówce i w zamrażarce, czego faktycznie brakuje. Dzięki temu nie chodzę do sklepu „na żywioł”. Idę z listą zakupów — spokojnie, bez emocji i bez wrzucania do koszyka tego, co „wpadnie w oko”. Lista zakupów w ciągu miesiąca potrafi oszczędzić naprawdę duże pieniądze.

Można co miesiąc podliczyć, ile udało nam się zaoszczędzić na zakupach i wrzucić tę kwotę do „słoika marzeń”. Wystarczy nakleić etykietę: „urlop”, „remont kuchni”, „nowy samochód” — wtedy oszczędzanie przestaje być abstrakcją, a zaczyna mieć twarz konkretnego celu.

Może macie swoje sposoby, które pozwalają nie przepłacać? Podrzućcie je w komentarzach — uczymy się od siebie nawzajem.

 


środa, 3 grudnia 2025

Drugie życie spódnicy: poszewka na wałek i jasiek za 3,90 zł

 


Zmieniłam ostatnio wystrój naszej sypialni. Za łóżkiem pojawiła się tapeta w ciepłym beżu z białymi kwiatkami taka w babcinym stylu, a w oknach zawisły firanki imitujące cienki len. Zimową porą mamy na parapecie wałek ocieplający — konieczność po fuszerce budowlanej, która wyszła na jaw dopiero dwa lata po odbiorze domu.

Ten wałek był granatowy, idealnie dopasowany do granatowej narzuty. Po zmianach w sypialni zaczął intensywnie przyciągać wzrok, a nie o  to chodziło mi robiąc zmiany. Z jasnymi firankami i beżową tapetą gryzł się na tyle, że nie umiałam przestać na niego patrzeć.

Potrzebowałam beżu — konkretnego, o odpowiedniej „temperaturze”. Pierwsza myśl: sklep z używaną odzieżą. W piątki u nas jest wyprzedaż: 3,90 zł za sztukę z wieszaka. Poszłam i wybrałam spódnicę w rozmiarze 20. To ona stała się poszewką na wałek. A że chciałam wprowadzić beż także w innym miejscu — uszyłam z niej również poszewkę na jasiek.

Do tego wykorzystałam dwie sznurówki, resztki bawełnianej koronki i wszystko zaczęło się fajnie łączyć. Koronka i sznurówki spinają beż i granat narzuty.




Po zakupie - spódnicę wyprałam, rozprułam, wyprasowałam. Dopiero wtedy zabrałam się za wykrój. Wałek musiał być uszyty z czterech elementów — spódnica pozwalała na takie, a nie inne cięcie.

Jestem naprawdę zadowolona z rezultatu końcowego. Nie wydałam fortuny, a spódnica — jak opowiedziała mi sprzedawczyni — wisiała w sklepie trzy miesiące i zapewne trafiłaby na wysypisko. Tymczasem dostała nowe życie. Koszt? 3,90 zł plus suwak, który leżał w szufladzie od około 20 lat. Koronkę dostałam kiedyś od mamy, trochę nici, trochę mojego czasu.

A czas spędzony na takim „dłubaniu” to nie poświęcenie. To relaks. Lubię takie uszytki: niedrogie, pożyteczne i z historią.


W tle widać narzutę która została w sypialni, 

dlatego dodałam w tym kolorze końcówki wałka ocieplającego okno. 


Na przeróbce tej spódnicy nie zamierzam się zatrzymywać. Obok maszyny już leżą męskie koszule — z jednej będzie półhalka, z drugiej bluzka inspirowana stylem edwardiańskim (wykrój kupiłam za 11 zł). A z resztek powstanie poszewka do koszyka z trawy w którym przechowuje koce, ale się zaczepiają i całe są w kawałeczkach trawy. W każdej z nich widzę coś nowego, choć dla kogoś innego to tylko „używane ubrania”.

Jestem bardzo ciekawa, jak to wygląda u Was.  Czy lubicie takie przeróbki?  Robicie je w domu? Co o nich sądzicie — warto dawać ubraniom drugą szansę?

Dzielę się z Wami moim światem – od ogrodu, przez oszczędzanie i gotowanie, po szycie i urządzanie domu. Jeśli chcecie symbolicznie mnie wesprzeć, możecie postawić mi wirtualną kawę.  To dla mnie piękny znak, że to, co robię, ma dla Was wartość.